wtorek, 19 maja 2015

Brakujące ogniwo, czyli indonezyjski finisz

Jak się okazało w ostatnim poście Kotlet to trochę taki mały oszust. Sprawdza się to też w sprawie wszelakich obietnic na blogu. Wiele razy w ciągu podróży mówiłem, że przez jakiś czas nie będzie nic nowego, a tu po paru dniach atakowałem jakimś postem-gigantem. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Po (wstępnym!) powrocie do rzeczywistości na blogu ląduje więc ostatni nieopisany etap wędrówki. Wyprawa za Równik.

Indonezja miała być dla mnie tylko ostatnim, dosyć szybkim przystankiem w mojej podróży. W pewnym sensie była ona narzędziem niezbędnym do zrealizowania Ostatniego Marzenia, czyli dojechania autostopem na równik. Okazało się jednak, że przez tak krótki czas kraj ten zwyczajnie urzekł mnie swoim pięknem. Jeśli miałbym kiedyś stworzyć listę miejsc, gdzie chciałbym wrócić, to Indonezja byłaby w czołówce.


Pomysł przekroczenia równika autostopem pojawił się kilka miesięcy wcześniej. Uznałem, że skoro już jestem tak daleko od domu to warto zobaczyć jak się sprawy mają na drugiej półkuli naszego pięknego globu. Początkowo miałem nadzieję, że uda się tego dokonać jachtostopem, jednak złapałem łódkę płynącą na północ i ostatecznie z wielką łaską się zgodziłem. Niewiele zabrakło też z Singapuru, który leży jakieś 100 km ponad równikiem. Musiałem więc wykombinować coś innego. Padło na indonezyjską Sumatrę. Z racji niskich cen, najbardziej popularnym środkiem transportu na Sumatrę jest samolot. Ja jednak uparcie chciałem dokończyć podróż nie odrywając się od powierzchni Ziemi. Znalazłem więc jedyne morskie połączenie z Indonezją prowadzące z malajskiego miasta Melaka.

sobota, 2 maja 2015

Długa droga do Domu

Na początek informacja do wiadomości publicznej. Czytacie najprawdopodobniej ostatni post Kotleta Na Wynos. Przynajmniej w najbliższym czasie. Nie mam pojęcia jak ułożą się dalsze plany Kotleta, więc tym bardziej nie mogę nic powiedzieć o przyszłości tego bloga. Nie ukrywam, że trochę mi z tego powodu smutno, bo pisanie kolejnych postów jakoś weszło już w harmonogram moich zajęć. Życie jednak toczy się dalej, a blog i tak spełnił swoją dotychczasową rolę w wymiarze dużo większym niż się początkowo spodziewałem. Poza tym patrząc na prawą stronę bloga widzę tekst '...wyruszył w podróż i jest mu z tym dobrze. Jeśli to się zmieni to wróci'. Co prawda się nie zmieniło, ale wrócił. A dokładniej właśnie wraca.



Piszę te słowa z lotniska w Kuala Lumpur, choć opublikowanie ustawię na kilka dni później, aby pojawiła się wreszcie lokalizacja: Polska :) Co działo się przez ostatnie dni? Ostatniego Marzenia Kotleta, czyli dotarcia autostopem na równik i południową półkulę opisywał nie będę. Nie będzie więc o wyjątkowo ciężkim podróżowaniu na Sumatrze, uczestniczeniu w obronie indonezyjskiej pracy magisterskiej, dwudniowym swataniu mnie z islamską pięknością, spaniu z dwoma studentami na ośmiu metrach kwadratowych i mieszkaniu pod namiotem w indonezyjskim wulkanie. Przynajmniej na razie. Będzie za to o radości, spełnieniu i szczęściu. Ktoś pomyśli: 'Będzie podsumowanie podróży!'. Nie. Będzie o powrocie do Domu.