Z Przemkiem Skokowskim nigdy osobiście się nie spotkałem. Nie
byłem też na żadnym jego slajdowisku czy prezentacji, czego ogromnie żałuję.
Byłem za to ogromnym fanem zarówno jego bloga jak i pierwszej książki
„Autostopem przez życie”. Nic więc dziwnego, że gdy na facebooku poprosił o
kontakt osoby prowadzące blogi o podróżach i chcące napisać kilka słów o jego
nowej książce - z radością się do niego zgłosiłem.
Książkę dostałem chwilę po premierze, czyli pod koniec
października. Jest to egzemplarz recenzencki, choć od wersji docelowej różni
się tylko brakiem zdjęć i rodzajem papieru. Nawiasem mówiąc wersje ostateczną
pomacałem w księgarni i uważam, że ja papier mam lepszy ;)
Nowa książka Przemka nosi tytuł „Autostopem przez Atlantyk i
Amerykę Południową”. Z tego co wiem tytuł roboczy brzmiał „Autostopem dla
Hospicjum” i nie ukrywam że ta wersja bardziej do mnie trafiała. Niestety prawa
rynku są zapewne bezlitosne i stanęło na tytule, który lepiej się sprzeda. Tak
naprawdę to bez znaczenia – idea pozostaje taka sama.
W czasie swojej podróży Przemek miał jasną misję. Bynajmniej
nie było to tylko przemierzanie świata dla własnej satysfakcji. Pod każdym
postem z podróży na swoim blogu zamieszczał informację o zbiórce pieniędzy na
Hospicjum w swoim rodzinnym Gdańsku. Kwota jaką udało mu się w ten sposób
zebrać jest imponująca. Blisko 70 tys. złotych wpłacone przez internautów
dobrej woli. Osobiście jestem dumny, że mam w tej kwocie również własną cegiełkę,
wysłaną gdzieś z Kambodży.
To właśnie spojrzenie na tą książkę przez pryzmat idei
przyświecającej całej podróży jest najważniejsze. Jak przyznaje sam Autor,
przygody które spotkały go w tej ponad półrocznej wyprawie nie „wgniotły w
fotel”, jak to miało miejsce podczas jego poprzedniego autostopowania przez
Azję. Być może wynika to z jego nastawienia i lekkiego zmęczenia życiem w
drodze. Być może z chęci zmiany i ustatkowania się. Ostatecznych wniosków i
przemyśleń Autora na ten temat zdradzał nie będę – dotrzyjcie do nich sami :)
O przygodach Przemka czyta się naprawdę lekko i przyjemnie.
Dla mnie lektura książki była trochę odmienna od wszystkich innych, gdyż
zwyczajnie znałem całość historii, a nawet zakończenie. Cóż, takie minusy
śledzenia bloga na bieżąco…
Pod względem przygód najbardziej bogata jest pierwsza część
książki. Piesze przebycie Camino de Santiago i złapanie jachtostopa na drugą
stronę Atlantyku zdecydowanie robi ogromne wrażenie. Druga część, czyli
zwiedzanie Ameryki Południowej, a właściwie jej północnej części, czasami jest według
mnie zbyt zdominowana opisami zabytków czy kolejnych miast. Plusem natomiast
jest możliwość podszkolenia się z historii podboju tego kontynentu.
Nie ukrywam, że miałem nadzieję na więcej refleksji i
przemyśleń wplatanych w historie, które wcześniej opowiedziane zostały na
blogu. Jakoś tak mam, że lubię poczytać o tym, czego zobaczyć się nie da, a co
jest ważne dla osoby, która w danej sytuacji się znalazła. Przemek daje jednak
popis na koniec książki, który wszyscy lubiący podróżnicze refleksje czytelnicy
na pewno docenią. Wnioski z jego wielu podróży i tak naprawdę dobrych kilku lat
życia „od wyprawy do wyprawy” są delikatnie mówiąc mocno zaskakujące.
I tu sprawa, która najbardziej podoba mi się w książce i tak
naprawdę w całej blogowej twórczości Przemka. Ogromna szczerość. Nie owija on w
bawełnę, nie gada pod publiczkę i nie koloryzuje rzeczywistości. Jeśli jakieś
miejsce jest nudne i turystyczne to nie robi on z niego w książce niedostępnej
dżungli. Jeśli gdzieś naszedł go kryzys i zwyczajnie podróżowanie go nie bawiło
to pisze o tym wprost. Wreszcie gdy na koniec wyprawy dochodzi do pewnych
ostatecznych wniosków, które nie da się ukryć są dosyć kluczowe dla jego dalszego
blogowania (a właściwie jego chwilowego braku) – pisze to otwarcie.
Widać, że Przemek nie robi nic na siłę. Wypracował sobie
pewien „fejm” w światku podróżniczym i mógłby to spokojnie wykorzystać do
dalszych zarobków. Mimo to nie robi tego, bo otwarcie przyznał że przestało mu
to sprawiać tą dziecięcą, ogromną radość, która napędzała całą machinę.
Chyba właśnie ta świadomość autentyczności Przemka i jego
szczerości wypowiedzi, sprawia że „Autostopem przez Atlantyk i Amerykę
Południową” czyta się z ogromną ciekawością. Nie mówię tu o zapierających dech
w piersiach przygodach, bo być może czasami ich brakuje, ale o całej otoczce
podróży. Ciekaw jestem jak lekturę odbierają osoby, nie znające bloga Przemka i
jego poprzedniej książki. Tym bardziej zachęcam do sięgnięcia po nią i
podzielenia się odczuciami :)
Natomiast jeśli ktoś miałby po lekturze niedosyt przygód i
akcji to sięgnijcie po wydane rok temu „Autostopem przez życie” – tam emocji na
pewno nie brakuje.
Równocześnie zapraszam na blog Przemka: www.autostopem-przez-zycie.pl
PS Od razu informuję, że post nie jest w żaden sposób sponsorowany. Na szczęście jeszcze nie wszystko na tym świecie jest płatne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz