poniedziałek, 16 listopada 2015

"Autostopem przez...", czyli o Przemkowej podróży pisarskiej

Z Przemkiem Skokowskim nigdy osobiście się nie spotkałem. Nie byłem też na żadnym jego slajdowisku czy prezentacji, czego ogromnie żałuję. Byłem za to ogromnym fanem zarówno jego bloga jak i pierwszej książki „Autostopem przez życie”. Nic więc dziwnego, że gdy na facebooku poprosił o kontakt osoby prowadzące blogi o podróżach i chcące napisać kilka słów o jego nowej książce - z radością się do niego zgłosiłem.



Książkę dostałem chwilę po premierze, czyli pod koniec października. Jest to egzemplarz recenzencki, choć od wersji docelowej różni się tylko brakiem zdjęć i rodzajem papieru. Nawiasem mówiąc wersje ostateczną pomacałem w księgarni i uważam, że ja papier mam lepszy ;)


Nowa książka Przemka nosi tytuł „Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową”. Z tego co wiem tytuł roboczy brzmiał „Autostopem dla Hospicjum” i nie ukrywam że ta wersja bardziej do mnie trafiała. Niestety prawa rynku są zapewne bezlitosne i stanęło na tytule, który lepiej się sprzeda. Tak naprawdę to bez znaczenia – idea pozostaje taka sama.

W czasie swojej podróży Przemek miał jasną misję. Bynajmniej nie było to tylko przemierzanie świata dla własnej satysfakcji. Pod każdym postem z podróży na swoim blogu zamieszczał informację o zbiórce pieniędzy na Hospicjum w swoim rodzinnym Gdańsku. Kwota jaką udało mu się w ten sposób zebrać jest imponująca. Blisko 70 tys. złotych wpłacone przez internautów dobrej woli. Osobiście jestem dumny, że mam w tej kwocie również własną cegiełkę, wysłaną gdzieś z Kambodży.

To właśnie spojrzenie na tą książkę przez pryzmat idei przyświecającej całej podróży jest najważniejsze. Jak przyznaje sam Autor, przygody które spotkały go w tej ponad półrocznej wyprawie nie „wgniotły w fotel”, jak to miało miejsce podczas jego poprzedniego autostopowania przez Azję. Być może wynika to z jego nastawienia i lekkiego zmęczenia życiem w drodze. Być może z chęci zmiany i ustatkowania się. Ostatecznych wniosków i przemyśleń Autora na ten temat zdradzał nie będę – dotrzyjcie do nich sami :)

O przygodach Przemka czyta się naprawdę lekko i przyjemnie. Dla mnie lektura książki była trochę odmienna od wszystkich innych, gdyż zwyczajnie znałem całość historii, a nawet zakończenie. Cóż, takie minusy śledzenia bloga na bieżąco…

Pod względem przygód najbardziej bogata jest pierwsza część książki. Piesze przebycie Camino de Santiago i złapanie jachtostopa na drugą stronę Atlantyku zdecydowanie robi ogromne wrażenie. Druga część, czyli zwiedzanie Ameryki Południowej, a właściwie jej północnej części, czasami jest według mnie zbyt zdominowana opisami zabytków czy kolejnych miast. Plusem natomiast jest możliwość podszkolenia się z historii podboju tego kontynentu.

Nie ukrywam, że miałem nadzieję na więcej refleksji i przemyśleń wplatanych w historie, które wcześniej opowiedziane zostały na blogu. Jakoś tak mam, że lubię poczytać o tym, czego zobaczyć się nie da, a co jest ważne dla osoby, która w danej sytuacji się znalazła. Przemek daje jednak popis na koniec książki, który wszyscy lubiący podróżnicze refleksje czytelnicy na pewno docenią. Wnioski z jego wielu podróży i tak naprawdę dobrych kilku lat życia „od wyprawy do wyprawy” są delikatnie mówiąc mocno zaskakujące.

I tu sprawa, która najbardziej podoba mi się w książce i tak naprawdę w całej blogowej twórczości Przemka. Ogromna szczerość. Nie owija on w bawełnę, nie gada pod publiczkę i nie koloryzuje rzeczywistości. Jeśli jakieś miejsce jest nudne i turystyczne to nie robi on z niego w książce niedostępnej dżungli. Jeśli gdzieś naszedł go kryzys i zwyczajnie podróżowanie go nie bawiło to pisze o tym wprost. Wreszcie gdy na koniec wyprawy dochodzi do pewnych ostatecznych wniosków, które nie da się ukryć są dosyć kluczowe dla jego dalszego blogowania (a właściwie jego chwilowego braku) – pisze to otwarcie.

Widać, że Przemek nie robi nic na siłę. Wypracował sobie pewien „fejm” w światku podróżniczym i mógłby to spokojnie wykorzystać do dalszych zarobków. Mimo to nie robi tego, bo otwarcie przyznał że przestało mu to sprawiać tą dziecięcą, ogromną radość, która napędzała całą machinę.

Chyba właśnie ta świadomość autentyczności Przemka i jego szczerości wypowiedzi, sprawia że „Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową” czyta się z ogromną ciekawością. Nie mówię tu o zapierających dech w piersiach przygodach, bo być może czasami ich brakuje, ale o całej otoczce podróży. Ciekaw jestem jak lekturę odbierają osoby, nie znające bloga Przemka i jego poprzedniej książki. Tym bardziej zachęcam do sięgnięcia po nią i podzielenia się odczuciami :)

Natomiast jeśli ktoś miałby po lekturze niedosyt przygód i akcji to sięgnijcie po wydane rok temu „Autostopem przez życie” – tam emocji na pewno nie brakuje.

Równocześnie zapraszam na blog Przemka: www.autostopem-przez-zycie.pl


PS Od razu informuję, że post nie jest w żaden sposób sponsorowany. Na szczęście jeszcze nie wszystko na tym świecie jest płatne :)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz