piątek, 30 stycznia 2015

Kotlet po kambodżańsku - podsumowanie

Jak wiecie mój pobyt w Kambodży był trochę innych od dotychczasowych eksploracji krajów Azji. Tylko jeden tydzień spędzony 'w terenie' i reszta głównie w towarzystwie obcokrajowców. Wynikiem pewne obawy czy uda mi się głębiej wniknąć w mentalność Kambodży. Okazało się jednak, że Koh Sdach była idealnym polem do obserwacji, co więcej, wszystkie przywary z pierwszej części mojej wizyty w tym kraju potwierdziły się właśnie na wyspie. Nie przedłużając, przechodzę do konkretów. 

Fakt 1.
Kambodżanie nie istnieją. Gdy zapyta się obywatela tego państwa czy czuje się Kambodżaninem to prawdopodobnie nie będzie wiedział co to słowo znaczy (sam nie jestem pewien czy go dobrze napisałem). W Kambodży żyją Khmerzy. Historia jest długa i dosyć nudna (choć część o Imperium Khmerów robi wrażenie), ale skutek jest widoczny na każdym kroku. Waluta to khmer riel, język to khmer, a domena stron internetowych to .kh. Według mnie powinni zmienić nazwę państwa i wszystko by grało. 

Fakt 2.
Pomimo kultywowania khmerskiej tradycji, Kambodża jest bardzo zamerykanizowana. Nie chodzi o ucywilizowanie, bo to poza miastami dalej kuleje, ale o drobne rzeczy, które Khmerzy przejęli od USA. Druga obowiązująca waluta to dolar, większość napisów jest w całkiem nienagannym angielskim, w miastach nie ma nazw ulic a jedynie numery, drogi poza miastami są oznaczane numerami w charakterystycznych 'godłach', pasy malowane są na żółto, znaki drogowe są żywcem skopiowane zza oceanu, a na wielu domach dumnie powiewa flaga. Takich drobnych przykładów można podać mnóstwo. Gdyby mnie ktoś bombardował nieustannie przez osiem lat to nie chciałbym przejmować od niego zwyczajów, ale może się nie znam...
Fakt 3.
Khmerzy to mistrzowie chilloutu i odpoczynku. W wioskach ciężko jest trafić na pracujące godziny, bo sjesta goni sjestę. Podstawowym atrybutem każdego mieszkańca jest hamak. Jest przed każdym domem, miejscem pracy, a nawet na placach budowy dróg. Hamaki rzadko widywane są puste. Sam niejednokrotnie korzystałem z tego sposobu odpoczynku i muszę powiedzieć, że Khmerzy wiedzą co robią! Kupujcie więc hamaki i rozwieszajcie gdzie bądź. Warto ten zwyczaj przenieść na polski grunt.

Fakt 4.
Gdy już przyjdzie chwilę popracować, Khmerzy wiodą prym w dziedzinie obwoźnych interesów. Stary wysłużony motocykl potrafią przerobić dosłownie na wszystko. Począwszy od tuktuka i budki z jedzeniem, skończywszy na mobilnym grillu, którym swobodnie można jeździć po ulicy w czasie smażenia kiełbasek (jakież piękne by to było na Juwenalia) czy rybnym akwarium na kółkach.
Fakt 5.
Za dużo było tej pracy, więc wracamy do relaksu. Nie istniał by on dla Khmerów bez... lodu. Zwyczajnie go uwielbiają. Kruszony lód kupowany codziennie w wielkich blokach (ludzie tutaj nie używają lodówek) ląduje w napojach, kawie i owocach. Wszystko do czego nie da się lodu bezpośrednio włożyć ląduje razem z nim w wielkich termicznych pudłach i jest chłodzone do zerowych temperatur.

Świeża dostawa lodu
Fakt 6.
Dalej się relaksujemy. Khmerzy uwielbiają kabarety. Jeśli w wiosce znajdzie się telewizor można by pewnym, że 24 godziny na dobę będą w nim leciały komediowe występy scenowe. Dla mnie były one mocno żenujące, ale nie rozumiałem języka, więc może tu tkwił problem. Kabarety puszczane są też nagminnie w busach, co skutkuje gromkimi wybuchami śmiechu w środku drzemki.
Fakt 7.
W Kambodży ktoś wysypał worek z Toyotami Camry. Nie wiem jak to możliwe, żeby jedno auto tak zdominowało cały rynek. Jeśli drogą jedzie samochód i nie jest to pickup to można śmiało się zakładać o zgzewkę piwa, że to Toyota Camry. Pojemność od 5 do 9 osób.
Fakt 8.
Khmerzy dbają o swoje samochody. Nie mówię o mechanice, ale o wyglądzie. W miastach najczęstszymi biznesami są myjnie samochodowe. Lakiery są polerowane, woskowanie i głaskane futerkami. Każdy posiada w aucie specjalną miotełkę z mikrofibry, aby odkurzyć pojazd po każdej przejażdżce. Jako samochodowy pedant, zapałałem do kierowców ogromną sympatią.
Fakt 9.
No i kończymy relaksem. Piżamy. Strój wyjściowy w Kambodży. Co ciekawe tylko dla kobiet. Do około 12 w południe w każdej osadzie spotkać można niezliczoną ilość pań przechadzających się po głównych ulicach w kwiecistych piżamach. Nie są to wyprawy po szklankę cukru do sąsiadki. W piżamach robi się zakupy, spaceruje z chłopakiem i sprzedaje we własnym sklepie. Bardzo praktyczne w przypadku nagłej chęci powrotu do łóżka. Drogie Panie, kolejny zwyczaj do zaadoptowania w Polsce.

Ot, cała Kambodża z przymrużeniem oka. Gdyby to oko bardziej otworzyć to niestety nikomu by nie było do śmiechu. Kraj ten jest najbiedniejszym, jaki do tej pory odwiedziłem. Poza miastami (a w nich też najlepiej nie jest) ludzie żyją w spartańskich warunkach. Jednopokojowe domy z bambusa zwykle zajmuje cała rodzina że zwierzętami. Mimo tego po Khmerach nie widać smutku czy życiowego przybicia. Żyją wesoło, z uśmiechem na twarzach. Moglibyśmy się od nich wiele nauczyć...

1 komentarz:

  1. Bez kitu, ja bym się tam odnalazł - relaks i spanie.
    W tym dobry jestem - szczególnie w tym drugim!

    OdpowiedzUsuń