Mnisi buddyjscy. Mają w sobie jakąś nieokreśloną tajemnicę. Każdy wydaje się zagadką. Każdy ma w oczach niewypowiedzianą mądrość. Klasztory umiejscowione gdzieś wysoko w górach to natomiast istne siedlisko tajemnic. Moja mina, gdy zobaczyłem jeden z nich na szczycie Góry, była więc prawdopodobnie zbliżona do min zdziwionych mnichów. Taka niema cisza trwała dobrą chwilę. Nie mam pojęcia kto był bardziej zaskoczony. Wreszcie się opamiętałem i wydukałem 'Eee, Minglaba?'. Znaczy 'Dzień dobry', jedno z niewielu birmańskich słów jakie znałem. Na odpowiedź musiałem trochę poczekać. Nie wiem czy ich zdziwienie było spowodowane widokiem człowieka, widokiem białego człowieka, widokiem człowieka wychodzącego z lasu czy widokiem człowieka z ogromnym plecakiem. Prawdopodobnie wszystko naraz.
Po chwili zaczęli jednak dawać oznaki życia. Szybko nawiązaliśmy kontakt uśmiechowo-uśmiechowy. Polecam ten język obcy. Do nauki wystarcza lustro w domu, a dogadać się można w każdym zakątku świata. Miałem nadzieję na jakiegoś wysoce wykształconego mnicha, który będzie mówił po angielsku. Faktycznie, sprowadzono do mnie kogoś na kształt przeora, ewidentnie przodującego wiekiem. I faktycznie znał angielski. 'Yes' i 'No'. Jako, że i tak nie rozumiał moich pytań, więc zazwyczaj łączył te dwa słowa w jedno.
Czułem się jak we śnie. Oto nagle wylądowałem w jakimś buddyjskim klasztorze i siedzę sobie wygodnie po turecku z wszystkimi mnichami. Brzmi jak zmyślona bajka. Musiałem się jednak jakoś w tym odnaleźć. Od razu było widać, że jak na buddystów przystało, nie odczuwają nawet cienia złości, iż nagle wtargnąłem z lasu prosto do ich królestwa. Ba! To mnie podjęto jak króla. Najpierw ugoszczono chlebem i herbatą, później jeden z mnichów oprowadził mnie po klasztorze. Zbliżało się południe, więc mnisi zbierali się na ostatni posiłek tego dnia (w klasztorze nie je się po 12, bo właśnie wtedy wszystkie pokarmy ofiarowane są Buddzie). Oczywiście zostałem zaproszony. Przeżycia spożywania strawy w ciszy w kręgu mnichów nie zapomnę chyba do końca życia.
W klasztorze spędziłem sporo czasu. Nie mogłem nacieszyć się miejscem, w które wepchnął mnie ślepy traf. Zastanawiałem się nawet czy nie zostać tam na noc, ale nie miałem pojęcia, czy wypada o to zapytać. Ostatecznie więc w 'uśmiechowym' poprosiłem o zapas wody i powiedziałem, że ruszam w dalszą trasę. Tysiące razy ukłoniłem się każdemu mnichowi. Niestety nie mam wiele zdjęć z klasztoru. Zwyczajnie nie chciałem w jakikolwiek sposób kogoś urazić.
|
Wnętrze klasztoru |
|
Klasztorna małpka |