sobota, 18 października 2014

Kotlet nauczyciel

Będzie tylko o jednym dniu z życia Kotleta, ale za to z niesamowicie ciekawym dla mnie doświadczeniem.

Jason, u którego zatrzymałem się w UB i zasiedzialem trochę, bardzo dobrze zna angielski. Z tego powodu, oprócz pracy w wolontariacie, dorabia sobie też ucząc angielskiego w mongolskiej szkole. Pewnego (kolejnego już...) dnia mojego pobytu padło takie pytanie:
- Hej, Matthew (Mateusz jest zdecydowanie za trudnym imieniem dla obcokrajowców), co robisz dzisiaj popołudniu?
- Pomyślmy... Prawdopodobnie... Tak! Nic! - od kilku dni napawałem się po prostu zwykłym mieszkaniaem w Ułan Bator.
- To może byś to przełożył i poprowadził lekcje angielskiego dla dzieciaków w szkole?
Najpierw trochę mnie zamurowało. Dogaduję się po angielsku, ale żeby prowadzić lekcje chyba trzeba trochę większych umiejętności. W sumie nie wiedziałem nawet na jakim oni są poziomie. Jason zapewnił mnie jednak, że gramatyki i ósmego czasu zaprzeszłego nie będę musiał wykładać. 'Po prostu z nimi pogadasz, opowiesz coś, nauczysz słówek'. Łatwo mu było mówić, jak robi to od kilku lat. Jednak w myśl pierwszej rzeczy na liście 'nauczone podczas podróży' zgodziłem się, zanim pojawiły się większe wątpliwości. W końcu uczenie w mongolskiej szkole to doświadczenie, które już raczej się nie powtórzy. Jason poszedł na dwie godziny do pracy, a po jego powrocie mieliśmy ruszyć do szkoły. Zostałem sam w domu. 'No to trza by się chyba jakoś przygotować...' - pomyślałem. Niestety laptop Jasona nie chciał się z jakichś powodów uruchomić, więc nie mogłem przygotować nawet jakichś ciekawych zdjęć. Po raz kolejny uznałem 'jakoś to będzie' i zamiast przygotowań uciąłem sobie drzemkę.

Do szkoły dotarliśmy z 15-minutowym opóźnieniem, ale dzieciaki (przekrój od 12 do 16 lat, więc już nie takie dzieciaki...) grzecznie na nas czekały. Jason przedstawił mnie po czym zostawił na ich pastwę. Wiedząc z doświadczenia, że samym gadaniem nie zasłużę na uwagę, odpaliłem laptopa i pokazałem mapę świata. Oczywiście pierwsze pytanie czy wiedzą co to jest Polska. Ktoś słyszał - nie jest źle. To teraz gdzie leży. 'Gdzieś w Europie'. Też nie najgorzej. Ostatecznie została zlokalizowana jako państwo pomiędzy tą gigantyczną rosyjską plamą na mapie, a Niemcami, o których większość słyszała. Pierwsze cukierki rozdane, uwaga przyciągnięta.



Później postanowiłem opowiedzieć trochę o swoich studiach. Poopowiadalem więc jak to przez pięć lat pilnie uczyłem się jak wybudować most. Równocześnie starałem się wplatać jakie nowe słówka i wyciągać od nich te, które już umieli. Od mostów gładko przeszedłem do środków transportu, tylko po to żeby uświadomić ich że istnieje jeszcze jeden sposób podróżowania, o którym nie mają pojęcia. Nazywa sie autostop. Miałem pewność, że go nie znają bo kilka dni wcześniej bezskutecznie próbowałem wytłumaczyć jego zasady być może ich rodzicom. Oczywiście nie mogłem ominąć najlepszej części podróży, czyli Mojego Miejsca. Było to strzałem w dziesiątkę. Historią przedzierania się przez las, rozbijania obozu i przebywania z dala od ludzi udało mi się zaskarbić ich sympatię. Oczywiście wszystko uwiarygodniłem zdjęciami.

Profesjonalne nauczycielskie rysunki
Czas szybko leciał, więc porzuciłem wizje przeróżnych podróży i zaproponowałem grę. Miałem ze sobą Dobble. Może ktoś z Was zna, to taka prosta gra karciana o bardzo wysokim wskaźniku towarzyszących jej emocji. Była idealna na tą okazję, bo wymagała nazywania przedmiotów. Oczywiście po angielsku, więc najpierw przerobilismy wszystkie niezbędne słowa. Tak jak liczyłem emocje sięgały zenitu, dodatkowo podsycane przeze mnie cukierkami dla zwycięzców. Reszta z półtoragodzinnej lekcji minęła w oka mgnieniu. Na koniec jeszcze wspólna fotka, 'Thank you, teacher' i można było rozejść się do domów. Zaomnialbym. Wesoła gromadka sporządziła dla mnie listę mongolskich dań, których muszę spróbować. Wszystko ładnie spisane po mongolsku,  więc będzie czym machać w jadłodajniach. 


'Hitler' - pupil jednego z uczniów

Myślę, że było to doświadczenie, które będę pamiętał całe życie. Przyznam szczerze, że miałem trochę obaw, ale koniec końców świetnie się bawiłem!  Myślę, że dzieciaki też były zadowolone, sądząc po ich śmiechu, gdy prezentowałem moją wyprawę przez las i odpędzanie węży kijem (w jego charakterze wystąpiła miotła). Możliwość uczenia mongolskich dzieci pewnie już nie powtórzy się w moim życiu, chociaż kto wie...

Pozdrawiam,
Teacher Kotlet 


2 komentarze: