środa, 11 marca 2015

Kotlet po tajsku - podsumowanie

Jestem po drugiej wizycie w Tajlandii. Spędziłem tu łącznie chyba wystarczająco dużo czasu, żeby napisać kilka słów o niej i jej mieszkańcach.

Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że Tajlandia jest krajem KOMPLETNIE innym od wszystkich ją otaczających państw Azji południowo-wschodniej. Gdy pierwszy raz tu wjechałem byłem równocześnie przerażony i zachwycony wszechobecną industrializacją. W Tajlandii można znaleźć praktycznie wszystko to, do czego przywykliśmy w Europie. Tak, wiem że psuję w tej chwili większości z Was wizję egzotycznej Tajlandii, za co przepraszam. Moja wizja na temat tego kraju też runęła, a jak to mówią 'sam na dno nie pójdę'. Tak to niestety jest, że będąc w domu mamy kompletnie mylne wyobrażenie o pewnych miejscach (to dopiero temat rzeka!). Nie wszystko jednak w kwestii Tajlandii stracone, poczekajcie do końca. 

Fakt 1.
Tajlandia to Ameryka Azji. W nieskończonej ilości miejsc miałem wrażenie, jakbym przeniósł się za wielki ocean. Różnica przy przekraczaniu granic jest ogromna. Wkraczamy w inny świat. Rzadziej spotyka się tony śmieci w rowach, a częściej pięknie przystrzyżone trawniki. Tajowie mają też zwyczaj, który ogromnie podobał mi się w Stanach. Brak płotów. Granicę sąsiada wyznacza odmiennie wykoszona trawa. Do tego flaga tajska na domu i mamy typowy American Dream. Do tego ostatniego stwierdzenia jeszcze wrócę. 

Fakt 2.
Tajowie mają ładne samochody. Tak po prostu. Wreszcie spotkałem jakąś różnorodność, a nie wciąż te same japońskie marki z kierownicami po prawej stronie pomimo ruchu prawostronnego. Owszem, nadal przeważa produkcja kraju kwitnącej wiśni, ale okazjonalne pojawiają się też marki europejskie. No i najważniejsze. Tajowie są całkiem nieźli w tuningu aut. Nie tym wiejskim, ale takim z dobrym gustem. Czasami lekko przesadzają, ale generalnie miałem na co popatrzeć. Acha. W Tajlandii pierwszy raz od Rosji spotkałem dwa ukochane samochody. Mazda 323F i VW T3 :)

Fakt 3.
Tajlandia to również państwo mocno policyjne. Na drogach bardzo często prowadzone są kontrole, podczas których zatrzymywane są wszystkie samochody, szczególnie te z Kotletem w środku. Nie jest to jednak policyjność inwigilacyjna, jak w przypadku Birmy. W Tajlandii człowiek zwyczajnie czuje, że jest bezpieczny. Mi się podobało. Tajom też, choć...

Fakt 4.
Tajowie uwielbiają łamać przepisy. Szczególnie te drogowe. Zawracanie w najbardziej karkołomnych miejscach, jazda na czerwonym świetle i wyprzedzanie poboczem to nie najbardziej hardkorowe przykłady. No i prędkość. Generalnie króluje zasada 'Na ile droga pozwoli', a nie ile znaki każą. A że drogi są lepsze nawet niż w Polsce to Kotlet przemieszczał się w zawrotnym tempie. 

Fakt 5.
Tajowie uwielbiają amulety. Można to nazwać przesądami, można tłumaczyć wiarą w buddyzm. Tak czy inaczej krajów buddyjskich już trochę minąłem, ale nigdzie zjawisko to nie było tak silne. Tajowie kupują na targach amulety dosłownie na wszystko. Zdrowie, powodzenie w miłości (również sercowej, ale głównie fizycznej), szczęście na studiach, odpędzenie złych uroków, niepowodzenie dla sąsiada. Odpowiednim świecidełkiem można załatwić wszystko. Każdy amulet jest dokładnie studiowany specjalną lupą, zupełnie jakby jakieś dodatkowe załamanie na kamieniu, miało odmienić dobra passę. 

Fakt 6.
Kawa. W Kambodży czy Birmie króluje kawa instant 3w1. Innej po prostu nikt nie zna. Tajowie są krok wyżej. Przy drogach jak grzyby po deszczu rosną kolejne budki ze wspaniałą świeżomieloną kawą różnych gatunków i rodzajów przyrządzania. Jako że jednym ze skutków ubocznych mojej podróży jest uzależnienie się od kawy, byłem wniebowzięty.

Fakt 7.
7eleven. Muszę o tym napisać, bo to kolejny skutek amerykanizacji Tajlandii. Sklepy 7eleven są w Tajlandii wszędzie. Każde miasteczko, wioska czy stacja benzynowa ma jeden. Teraz trochę faktów z Wikipedii. W całym kraju jest ich ponad 8 tysięcy. W Stanach jest tylko kilkaset więcej. Teraz porównajcie te dwa kraje na mapie. I jeszcze jedno. Około 50% wszystkich 7eleven znajduje się w Bangkoku. Średnio dwa na każdą ulicę. Chyba Was już nie dziwi, że siłą rzeczy musiałem je polubić. 

Czemu tylko siedem faktów? Powód jest prosty. Tajowie nie różnią się aż tak od Europejczyków, jak wszystkie nacje, które spotykałem do tej pory. Poza tym to była część inżynierska, teraz część opisowa, na którą Tajlandia wyjątkowo zasługuje. 

W większości miejsc w tym kraju czułem się właściwie jak w dużych miastach, do których przywykliśmy. Wszystko pod nosem (a na pewno 7eleven!), wszędzie dużo ludzi, plaże typowo kurortowe, wypełnione również w większości tak zwanymi kurortowcami, no i oczywiście turystyczne agencje na każdym kroku. Wyglądałoby, że jest to jedno z miejsc których zazwyczaj unikam. Jest jedno 'ale'. Pomimo, iż Tajlandia wyskoczyła przed azjatycki szereg, wciąż da się w niej znaleźć wiele egzotycznych, a wręcz mistycznych miejsc. Nawet w ogromnym Bangkoku można zejść z głównych arterii i spotkać Azjatów w stożkowych kapeluszach gotujących na węglowym woku. Magia Azji, której jak widać tak łatwo wyplenić się nie da, cały czas jest tu obecna. 

I właśnie ten fakt powoduje, że istnieje coś w rodzaju Thai Dream. Jak dla mnie Bangkok jest miejscem, najbardziej odpowiednim do osiedlenia się ze wszystkich odwiedzonych przeze mnie miejsc. Jeśli chcesz Azję - zejdź z głównej drogi, jeśli potrzebujesz sklepów i kina - wróć na nią. Jeśli miałbym gdzieś zostać na stałe poza Polską to chyba właśnie w Tajlandii...

2 komentarze:

  1. Dzięki za ściągnięcie mnie na dno! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że zręcznie pominąłeś temat tajskich babochłopów! A co jak się o tym dowiedzą? Będzie pozew za dyskryminację!

    OdpowiedzUsuń