Aktualnie prawdopodobnie staram się przedostać drogą przez tajgę w stronę Bajkalu i raczej nie liczę na internet, więc za Nowosybirskiem ustawiłem automatyczną publikację tego posta, żeby nie było ciszy na blogu :)
Będzie trochę zamulaście więc jeśli ktoś z Was jest zainteresowany tylko moja podróżą może sobie odpuścić tego posta :)
Kiedy ostatnio lazilem po Petersburgu i Moskwie zastanawiałem sie czemu chodząc sam czuje sie tam jakoś nieswojo. Oczywiście wolę dziką naturę ale to nie o to chodzi, w końcu wychowałem się w mieście. Otoz nie macie czasem wrazenia ze to między ludźmi, w ogromnych miastach człowiek czuje sie najbardziej samotny?
Jako przykładem posłużę się arcydziełem kinematografii jakim jest 'Kevin sam w Nowym Jorku'. Jak wszyscy dobrze wiemy historia wydarzyła się naprawdę więc swobodnie mogę na niej oprzeć swoje dywagacje. No wiec ten biedaczyna Kevin musiał całkiem sam zmierzyć się ze złoczyńcami. Wydaje się to niedorzeczne, że w tak gigantycznym miescie, jak Nowy Jork nie znalazł sie nikt kto by mu pomógł. Powiecie ze to głupota filmu, ale ja powiem 'Samo zycie!'. W ogromnych miastach jesteś tylko ziarenkiem piasku. Wszyscy Cię mijają i nie zwracają na Ciebie uwagi, bo jesteś dwa tysiące sto pięćdziesiątym ósmym spotkanym dzisiaj przechodniem. Gdyby czlowiek mial zagadac do kazdego to by się zestarzal zanim dojdzie do sklepu po zakupy. Zwrócą na Ciebie uwagę, jeśli jesteś jakimś dziwakiem albo wariatem, ale to akurat w Rosji popularne, więc też niekoniecznie. No więc idziesz tak tymi ulicami, oglądasz kosciolki i uliczki, a wcześniej czy później i tak wyladujesz w Macdonaldzie bo jakoś raźniej. No i wifi jest.
Inaczej sprawa ma sie na wioskach lub po prostu na drogach, gdzie łapie sie stopa. Tutaj jest się Tym czlowiekiem. Tym, który idzie z wielkim plecakiem. Tym, który macha do Ciebie i trzyma śmieszną tabliczkę. Tym, ktory ewidentnie coś od Ciebie chce. Przestaje się byc którymś tam z kolei, w zamian jest się pierwszym takim spotkanym dzisiaj. Na wsiach łatwiej o pomoc od innej osoby, prędzej ktoś Ci pomoże czy wskaże droge. Ludzie są bardziej otwarci i nie maja uprzedzeń do innych.
Co w takim razie robić? Jak żyć? Przecież w czasie takiej podróży nie da sie omijać wszystkich miast. Wydaje mi sie ze mam na to proste rozwiazanie. Trzeba znaleźć sobie przypadkowych przyjaciół w miescie. Ideałem jest tu Couchsurfing. Jeśli Twój host nie ma akurat czasu pochodzić po mieście, można znaleźć kogoś innego. Jak to sie nie uda to można tez uciąć sobie krótką pogawedke o przysłowiowej pupie maryny z babuszka na ławce w parku albo pogadać z kasjerka w sklepie. Jednym słowem podejść do ludzi w mieście jako do każdego z osobna a nie do jednej wielkiej masy. Działa, sprawdzone.
Morał? Jeśli Kevin wsiadłby w samolot nie do Nowego Jorku ale do Wygwizdowa Dolnego, nie miałby problemu z bandytami.
Hmm... ale Kevin nie wsiadał w samolot :P
OdpowiedzUsuńOj Bartek, poczekaj do Świąt i oglądnij na Polsacie jeszcze raz, bo masz braki w znajomości tej klasyki kina...
UsuńWsiadł, wsiadł. Tylko na potrzeby filmu zmieniono prawdziwą historię by trochę ją podrasować.
OdpowiedzUsuńWszystko opisane jest w książce - "Kevin - historia dziecka który wsiadł".
Cooo?
OdpowiedzUsuń