Solo. Nie podwójny czy potrójny i z pełnym zestawem dodatków,
jakiego zamówiłby pewnie każdy szanujący się zjadacz mięsa, za jakiego sam się
uważam. Kotlet pojedynczy.
Po pytaniu o strach, o którym już pisałem kolejnym zazwyczaj
jest „A czemu sam?”. Pytanie jest zasadne, bo faktycznie większość
dotychczasowych podróży odbywałem w jakiejś mniejszej lub większej grupie
przyjaciół. Wyjątkiem były wyprawy po górach. Rok temu udało mi się przejść
Główny Szlak Beskidzki właśnie w pojedynkę. Przed wyjściem zastanawiałem się
czy to dobry pomysł, czy nie będzie nudno, smutno i zamulaście. Nie było. Było
za to poznawanie nowych ludzi, walka z samym sobą i ogromna satysfakcja. Co
więcej, po powrocie nie wyobrażałem sobie, żebym miał przejść ten szlak z kimś. Pewnie
sporo z Was myśli sobie teraz: „Jakiś dziwak i odludek z tego Kotleta”. Otóż
jest to absolutną nieprawdą i mam nadzieję, że osoby które mnie znają mogłyby
to potwierdzić. Ale (Tak, wiem "nie zaczyna się zdań od ale". Ale ja jestem inżynierem, a nie polonistą więc sobie pozwalam) oczywiście góry to jedno, a podróże po świecie to drugie.
Jak już pisałem większość dotychczasowych wypraw była z kimś
i zdecydowanie tego nie żałuję. Było dużo śmiechu (bo jak wiadomo w kupie
weselej), było wspólne podejmowanie decyzji (mniej lub bardziej jednogłośnych),
było wspólne rozwiązywanie problemów, była możliwość zwalenia winy za
niepowodzenie na kogoś innego, a w ostateczności podzielenia jej na kilka głów
i wreszcie było ekstremalne poznanie się oraz zyskanie przyjaciół na całe życie.
Kotlet solo raz. Na wynos. |
Mógłbym teraz przedstawić minusy podróżowania „w kupie”, ale
jako że uważam się za optymistę, przekornie przedstawię je jako plusy
podróżowania samemu. Chyba najważniejsza rzecz to poznawanie innych ludzi. Gdy „tambylcy”
widzą samotnego gościa na drodze istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że pomogą
ci w każdej sprawie, bardzo często wykażą się ogromną gościnnością, zaproszą do
domu i nakarmią. Jadąc samemu jest więc szansa maksymalnego wniknięcia w kulturę
danego kraju i poznania go w ten najlepszy
sposób, czyli od środka. Oczywiście będąc w grupie też spotyka się takich ludzi,
jednak często machną oni ręką i pomyślą „jest ich kilku, dadzą se radę”.
Kolejna rzecz to decyzje. Podejmowanie ich i ustalanie planu
samemu nie daje możliwości zwalenia na kogoś ewentualnych niepowodzeń. Co sobie
postanowisz tak będzie. Jeśli później okaże się to klapą – trudno, wiesz że
była to tylko twoja decyzja. Jeśli z planów wyjdzie coś epickiego – masz ogromną
satysfakcję z tego, że sam to wymyśliłeś. Ot, mała sprawa, a nie ma szans doświadczyć
tego podróżując z kimś. Fakt ten pomaga również rozwinąć własne umiejętności
radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Nie ma „jakoś to będzie, może ktoś coś
wymyśli”. Jeśli sam czegoś nie wymyślisz to problem się nie rozwiąże i kropka.
Teraz coś o czym już kiedyś wspominałem, a mianowicie kolega
Czas. Ciężko jest znaleźć kogoś, kto miałby dokładnie tyle czasu, ile
potrzebujesz. Zazwyczaj ten ktoś musi wracać wcześniej, przez co tu i ówdzie
trzeba przyspieszyć, coś opuścić i nagle orientujesz się, że znowu napierasz
jak głupi do przodu zamiast na luzie chłonąć atmosferę każdego miejsca.
Jeszcze sprawa ostatnia. Jadę sam, ale nie samotnie. To dwie
różne sprawy, które trzeba rozgraniczyć. Mam nadzieję poznać wielu, wielu
ciekawych ludzi i spędzić z nimi jak najwięcej czasu. A jeśli już naprawdę będę
tak beznadziejny, że nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać to przynajmniej odwiedzę
znajomych z Kazania i Nowosybirska. Podróż samotna jest czymś kompletnie innym,
co nie znaczy, że gorszym. Zresztą na pewno na niejednym odcinku mojej trasy
również jej zaznam.
Piszę to wszystko, żeby odpowiedzieć na pytanie, które
często jest mi zadawane, ale również żeby uspokoić sam siebie. Nie ukrywam, że
jest to pierwsza tak duża wyprawa, na którą jadę w pojedynkę, więc sam nie jestem
pewien jak to wszystko wyjdzie. Jeśli tak długi wyjazd samemu okaże się kaszaną to wrócę. Bez żalu, za to z satysfakcją, że spróbowałem czegoś nowego. Niedosytu
z powodu przerwanej podróży nie będą mieli też współtowarzysze, bo takowych nie
będzie. Proste, prawda?
Hah, doskonale ujęte.
OdpowiedzUsuń