Meldunek w Rosji to podobno jedna z niewielu pozostałości po Związku. Przed wyjazdem czytałem, że trzeba w ciągu 7 dni od wjazdu zarejestrować się w urzędzie lub posterunku policji. Oczywiście trzeba przedstawic adres hotelu, w którym nocujemy. Tyle teorii, teraz praktyka.
Na granicy okazalo sie, że na meldunek mam tylko 3 dni, więc myślałem o nim juz w Petersburgu. Znalazłem posterunek na mapie, ale gdy piąty raz przeszedlem ta sama ulice uznałem, ze go zlikwidowano. Pytałem tez policjanta na ulicy, ale o obowiązku meldunoowym w życiu nie słyszał. Odłożylem więc ta sprawę do Moskwy. W międzyczasie doczytałem w internecie, że rejestracji można dokonać na poczcie i podobno jest to prostsze niż na policji. W stolicy spotkałem się z Ida, bez której wiem, że w zyciu bym tego nie załatwił. Dodatkowo uźyczyła mi swojego adresu jako 'hotelu'. Razem udaliśmy się na jedyną pocztę czynną w niedzielę. Wielki budynek, ale wejście dla petentów malutkie, ukryte na tyłach. Podeszlismy do okienka, Ida naświetliła całą sprawę. Nie tutaj, trzeba obejść cały budynek dookoła. Tam znaleźliśmy właściwe okienko i dostaliśmy druk. Zaczęło się mozolne wypełnianie. Ida tłumaczyła mi jeśli czegoś nie rozumiałem, ale mimo to kilka razy się pomyliłem i trzeba było brać nowe druki. Nie można skreślać, ani wychodzić poza kratki. Wreszcie się udało, podchodzimy do okienka. Pani rzuciła okiem, "dwie kopie!". No to wio jeszcze raz. Podaliśmy znowu.
- A ksero dokjumentów u was jest?
- Nie. A można u was zrobić?
- Tak.
- No to poproszę.
- Nie tutaj, z drugiej strony poczty.
Już trochę zmęczeni ruszyliśmy. Obeszlismy pocztę i znaleźliśmy samoobsługowa maszynę. 'Nie rabotaet'. Mhm. Zapytaliśmy czy jest gdzieś inne ksero. Oczywiście, że tak - z trzeciej strony budynku poczty. Tam pan miał akurat przerwę, ale w końcu skserował wszystko.
- Może być dwustronnie?
- Może, mi to bez różnicy. Ale przyjmą mi to?
- A skąd mam wiedzieć? Ja tylko kseruję.
- To dawaj pan jednostronnie, na wszelki wypadek.
Niepozorny papierek |
Z ksero ruszyliśmy z powrotem. Pani zaczęła oglądać dokumenty. Wysłała Idę po jakieś dodatkowe dokumenty, a ja ku mojemu przerażeniu zostałem sam.
- Dawaj rozszyfruj na ruski - i pokazuje na moje imię i nazwisko.
- Ale jak to? Przecież mam tylko polskie imię.
- Dawaj.
Trochę mi to zajęło ale w końcu stałem sie Матеушем Котлярским. Pani jeszcze pogrzebała w papierach, ale nie znalazła nic, do cego można by sie przyczepić. 'Wsjo!'. Udało się, jestem legalnie na terenie Rosji. Kosztowalo mnie to ok. 40zl i sporo czasu, ale przynajmniej posmakowałem rosyjskiej biurokracji.
Ukryta opcja rosyjska, towarzyszu Матеушем Котлярским!
OdpowiedzUsuńWszystko jeden spisek żeby się do rosyjskich służb specjalnych zwerbować! Wiedziałem!
OdpowiedzUsuń