wtorek, 30 września 2014

Autostopem przez Syberię cz. 2

Po Dmitriju Albo Danielu złapałem jeszcze trzy auta w jeden dzień. Żadne nie podwiozło mnie więcej niż kilkadziesiąt kilometrów, ale za to można było pogadać z nowymi ludźmi, poznać ich, a podczas oczekiwania zobaczyć trochę Rosji. Jechałem z nietypowym małżeństwem, gdzie kobieta namawiala męża do szybszej jazdy. On wyciskal już siódme poty z samochodu, a ona cały czas 'dawaj tera, wyprzedzaj'. Samochód miał tym trudniej, że obydwoje byli wagi mniej więcej jak dwa razy ja. Potem wziął mnie głęboko wierzący człowiek i bardzo chciał ze mną porozmawiać na ten temat. Niestety w poważnych tematach trochę brakuje mi słownictwa rosyjskiego, więc rozmowa szybko przerodziła się w monolog. Na koniec dnia jechalem z dwójką chłopaków,  którzy wyglądali jak dzieci. Gdy wysiadłem było prawie ciemno, więc pod osłoną nocy zagłębilem się w las i szybko rozbiłem namiot. Chwycił juz mróz, przez chwilę padał też śnieg (pierwszy, jaki widziałem w tym roku!), ale na szczęście szybko odpuścił. 

Rosja w stylu Nike

Pierwsza noc na dziko w tajdze była dosyć ciężka. Mój termometr za 9,50 zł z allegro wskazywał -5 stopni, więc jeszcze bez tragedii. Jest to temperatura 'komfort' dla mojego śpiwora i faktycznie było ciepło, jednak strasznie ciągnęło zimnem od ziemi. Muszę wykombinować jakąś izolację... Rano całkowicie zamroziło mi namiot. Najpierw zająłem się wykruszeniem lodu z butelki i zagotowaniem wody, a potem rozmrożeniem soczewek kontaktowych, które zamarzły mi w pudełku. Wciągnąłem też na siebie kalesony i czwartą warstwę ubrań. Rosjanie mogą mi mówić, że 'jesio nie tak cholodno', ale dla mnie mrozy = zima. Potem szybkie pakowanie wszystkiego i można było ruszać. 

'Jesio nie tak cholodno'

Rozejrzalem się po okolicy i okazało się,  że spałem o krok od jakiejś wioski. Pospacerowalem trochę i obserwowałem jak Syberia budzi się ze snu. Babuszki dorzucały do pieców, psy szukały czegokolwiek do jedzenia, a słońce powoli rozmrażało skute lodem kałuże. Zmartwił mnie całkowity brak aut. Droga przez Syberię od Kanska do Irkucka jest używana praktycznie tylko przez tiry. Właściwie nie ma tam miast więc i ludzie nie mają po co tam jeździć. Wczoraj jednak nie było aż tak źle. Dopiero po chwili zaskoczyłem - przecież jest niedziela, wszyscy siedzą w domach! Zapowiadał się ciężki dzień. Początek nie był jednak tragiczny - ktoś podrzucil mnie 20 km do następnej wioski. 

Syberyjski poranek

Ruch w syberyjską niedzielę

Nie pisałem jeszcze chyba, że na Syberii jakieś 70% aut jest z Japonii i ma kierownicę po prawej stronie. Miałem wrażenie, że Ci kierowcy bardzo często brali mnie tylko po to, żeby mieć dodatkową parę oczu przy wyprzedzaniu. Bez tego wyglądało to mniej więcej tak, że auto wychylalo się w całości zza ciężarówki, a gdy kierowca zobaczył, że jednak zajęte w ostatniej chwili chował się przed autem z naprzeciwka. Alternatywnie zjeżdżali czasami na pobocze i patrzyli z prawej. To z kolei zwykle kończyło się wyprzedzeniem poboczem, skoro już i tak tam byli.

Wylądowalem w wiosce zabitej dechami na gruntowej drodze. Nie dowierzalem, że jest to główna trasa. Przeszedłem wiec kilka kilometrów, licząc na dojście do asfaltu. Nie udało się to. Minęło mnie kilka tirów, co ostatecznie potwierdziło, że to jednak najbardziej główna z głównych dróg. Później dowiedziałem się, że jeszcze 3 lata temu tak wyglądało prawie 200km tej trasy. Nie zapuszczal się tu podobno wtedy nikt oprócz tirów syberyjskich. Podobno nawet tirowcy z Moskwy bali się tu przejechać. Tych odcinków jest jeszcze sporo. Jeden kierowca mówił mi, że w zimie to wyslizgane koleiny, na wiosnę błoto po kolana i jedynie latem i jesienią jest znośnie. Koniec końców miałem więc sporo szczęścia. Podwiozly mnie jeszcze ze dwa samochody, obydwa po kilkanaście kilometrów. Następnie utknąłem na dobre. Przez 2 albo 3 godziny minęło mnie może 20 osobówek i sporo tirów,  jednak one raczej boją się tu zabierać autostopowiczow. Zacząłem juz rozglądać się za noclegiem, gdy pojawił się wybawca, paradoksalnie w ciężarówce. Do tego jechał w moją stronę ponad 300 km. Idealnie! 

'Siberian Highway'





Mój nowy kierowca miał na imię Timir i był Kirgizem z pochodzenia. Strasznie niewyraźnie mówił po rosyjsku, chyba jakimś dialektem. Rozumiałem co dziesiąte słowo i gorączkowo próbowałem wyłapać kontekst. Gdy nie było szans, a widziałem że nieuchronnie zbliża się konieczność jakiejś mojej odpowiedzi, powtarzałem owo słowo dodając ton pytajaco-zaprzeczajaco-niedowierzajaco-oburzony. Wybór pozostawialem Timirowi. Na szczęście działało - uśmiechał się, potwierdzal moje zdanie (ktore sam sobie wybral) i mówił dalej. A może po prostu uznał mnie za niespełna rozumu...

Po jakiejś godzinie Timir zatrzymał się na odpoczynek w Bani (Ruska sauna). Uznałem, że może to być jedynie szansa, więc też skorzystałem. Zazwyczaj nie przepadam za sauną, ale muszę przyznać że ta, w centrum tajgi, po nocy spędzonej na mrozie, niesłychanie dobrze mi zrobiła. Gdy znowu ruszyliśmy Timir kazał mi wcisnąć czerwony przycisk pod siedzeniem. Obawiałem się, że chce mnie katapultowac, jednak okazało się, że mój fotel ma pneumatyczne tłumienie drgań.  Było błogosławieństwem na nastepny odcinek drogi. Te 300 km to był koszmar, który mógłbym porównać chyba tylko do dróg w Górskim Karabachu. Dziury były gigantyczne, jednak mój kierowca chyba zdawał sobie sprawę ze powolna jazda zajelaby mu 2 dni, więc ostro dawaj po garach. Jestem praktycznie pewien, że kilka razy te kilkadziesiąt ton wyskoczyło całkowicie w powietrze i z hukiem przywitalo się z ziemią. Po godzinie znalem juz chyba wszystkie przekleństwa rosyjskie, a sam miałem serdecznie dość. Rozwazalem wysiadke, jednak uznałem, ze drugi raz pneumatyczny fotel mi się nie trafi... Co ciekawe, Timir mówił, że większość tej drogi była zrobiona 3 lata temu. Klął przy tym na jakość jej wykonania, jednak ja mam swoją teorię na ten temat.

Klapki z urzędu w ruskiej Bani

Przydrożne babuszki

Otóż gdy mijalismy odcinki w remoncie, objazdy były zazwyczaj prowadzone polnymi drogami, na które rzucono trochę kamienia. Jazda tirem po takiej drodze do przyjemności nie należy. Gdy tylko znikał ostatni robotnik z budowy nowej drogi, dziwnym zrządzeniem losu wszystkie blokady były przesuwane, a tirów ruszali na nowy odcinek drogi, niezależnie od stopnia zaawansowania budowy. Załóżmy teraz, że robotnicy przygotują wszystko pod asfaltowanie na drugi dzień. Żwir równiutki,  wszystko cacy. Wtedy nadciagaja tiry. Po całonocnym ruchu ciężarówek, podbudowa nie jest już raczej w pierwotnym stanie. Szczerze wątpię natomiast, żeby porannym robotnikom chciało się ją na nowo równać. Leją wiec asfalt na to co jest i nic dziwnego, że dosyć szybko te wszystkie nierówności wychodzą na wierzch. A kierowcy zaczynają znowu przeklinać i tak w kółko...

Do celu (150 km przed Irkuckiem) dotarliśmy o 2 w nocy. Mój kierowca był po 19 godzinach jazdy. Tak naprawde to było jeszcze więcej, ale minął po drodze dwie strefy czasowe. Przespał się 4 godziny i ruszył dalej na podobny odcinek powrotny. Nie było widać po nim zmęczenia. Rosyjscy tirowcy to cyborgi...

Ja natomiast z samego rana zacząłem znowu łapać stopa. Byłem naprawdę blisko celu. Zatrzymało się już trzecie z kolei auto. Praktycznie pełne, a miały się zmieścić jeszcze dwie osoby - ja i mój plecak. Upchałem więc plecakiem dziewuszkę na tylnim siedzeniu, następnie całą siłą upchałem plecak żeby się zmieścić, a na koniec kierowca upchał nas wszystkich drzwiami. Komfortu nie było, ale nie miałem najgorzej. Najgorzej miała owa dziewuszka. Przez godzinę nic nie powiedziała. Nie wiem czy była obrażona, czy może nie mogła oddychać. Okazało się, że wesoła rodzinka podwiezie mnie aż do końca, czyli do Usola Syberyjskiego. W tej małej i niezwykle urodziwej miejscowości postanowiłem zrobić przerwę przed dalszą podróżą nad Bajkał. Są tutaj polskie Siostry zakonne i zgodziły się mnie przenocować dwa lub trzy dni. Autostop przez Syberię był niezwykłą przygodą. Przygoda ta jednak dosyć mocno mnie zmęczyła. Chyba nie mogłem sobie wyobrazić lepszego miejsca na odpoczynek niż klasztor :)

"Wsi spokojna, wsi wesoła", czyli Kotlet odpoczywa w podróży :)

8 komentarzy:

  1. Kotlet, masz u mnie piwo jak wrócisz. A wiesz za co?
    A za to, że dzięki Twojej wyprawie i temu blogowi podciągnąłem się z geografii świata. A dokładnie to chyba pierwszy raz w życiu starannie przeglądam azjatyckie zakątki Rosji i jej sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że czekasz na dalszy rozwój podróży, żeby poznać kolejne części świata? :)

      Usuń
    2. Dokładnie. Dlatego taka "mała prośba" - na Tajlandii się nie zatrzymuj :P

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielki Szacunek :) Ewa pozdrawia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, gdzieś żeś sieś zapodział?

    OdpowiedzUsuń