czwartek, 18 września 2014

Złota Strzała

Może i nie jestem jakimś wielkim weteranem autostopu, ale określenie żargonowe Złota Strzała bardzo mi się podoba. No i idealnie pasuje do tego, co mi się trafiło. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie Litwałotwaestonia to zawsze było jedno slowo i w sumie jedno państwo. Razem do NATO, razem do Unii, razem do Szengen, generalnie w kupie raźniej. Moja teoria znowu się potwierdziła bo te 3 kraje udało mi się przejechać jednym stopem. Bezpośredni przelot 1000km to naprawdę niezła okazja.

Mój kierowca to Leszek, dla przyjaciół Czips. Przez kilkanaście lat woził Laysy na Łotwę i stąd ta ksywka. Spodobało mi się połączenie Kotleta z Czipsem, więc pomimo delikatnej różnicy wieku pozostał Czipsem. Jadąc z kimś ponad 1000km przez prawie 2 dni plus jeszcze noc na łóżku piętrowym można już mówić o prawie przyjaźni. Zaczęło się od krótkich anegdot na temat chipsów (było ich mnóstwo ale ulubiona Czipsa to ta że z jednego kartofelka robi się 32 chipsy. No i oczywiście faszeruje chemia - tu pozdrowienia dla mojego brata,  który jest fanem tej przekąski) a skonczylo na rozmowach przez pol nocy na wszystkie zyciowe tematy.
Kotlet z Czipsem


Czips przyjechał po mnie rano na stację, na której spałem, oldskulowym 25-letnim merolem i razem pojechaliśmy odebrać ciężarówkę. Uznał że muszę zobaczyć trochę Augustowa więc urzadzilismy sobie zwiedzanie miasta 20 tonowym kolosem. Za miastem był wypadek i długi postój. Mieliśmy 'szczęście' być pierwszym samochodem zatrzymanym przed wypadkiem gdy przyleciał helikopter. Czips nie odmówił sobie wyjścia i klasycznego gapiostwa. Teraz wyobrazcie sobie obrazek, który jest kwintesencją wyluzowania Czipsa. Ludzie w panice, laduje helikopter a Czips stoi obok wielkiej plamy benzyny ciągle cieknacej z wraków i pali sobie papieroska. 

Czips czytajacy Fakt ("Wez tam patrz na droge i wolaj jakby co")


Gdy wreszcie ruszyliśmy byliśmy pierwszą ciężarówką więc wszystkim w korku z naprzeciwka Czips obwieszczal przez radio info o wypadku i wyczekiwal pochwał. Przez całą dwudniową znajomość nie widziałem Czipsa tak dumnego! W rytmie muzyki, kolejnych podziękowań na cb i cyklicznego trabienia syreną wyjechaliśmy z Augustowa. Generalnie mój kompan trochę naduzywa sygnału. Najczęściej ofiarą padają idące chodnikiem niewiasty ale nie tylko one. Trąba ta ewidentnie dodaje męskości. Zresztą muszę przyznać że dźwięk faktycznie robi wrażenie i wręcz wieje od niego testosteronem oraz obwieszczeniem iż nadjezdza samiec alfa. 
Czipsowóz


W tej wesołej atmosferze pokonałem z Czipsem cała Litwelotweestonie. Co ciekawe mój kierowca nie je praktycznie w ogóle. Od wyjazdu ograniczylem moje posiłki do minimum jednak na trasie od 9 rano do 22 w końcu nie wytrzymałem i zjadłem niejakiego Kartacza (nazwe pewnie przekrecilem). Wyszło mi to bokiem bo pomimo iż był smaczny miał konsystencję papcia i złamałem na nim mojego Sporka... Tak czy inaczej Czips przez cały dzień zadowolil się dwoma litrami coli i dopiero wieczorem dopełnilismy całość kilkoma piwami. Spędziłem jeszcze noc na drugim piętrze jego szoferki, a rano wspólnymi siłami rozladowalismy przywiezione 1300 grzejników (do sklepu o pięknej słowiańskiej nazwie Bauhof). Następnie Czips podwiozl mnie na wylotowke i musieliśmy się pożegnać. Tak wyglądała krótka ale niesłychanie zazyla przyjaźń między Kotletem i Czipsem. 

Piszę to z pięknej estonskiej stacji przy granicy z Rosją. Zaraz wkraczam do kraju, gdzie liczę chyba na najwięcej przygód. 


3 komentarze:

  1. Nieźle najs! A w ogóle to mistrzowsko piszesz - babka z polaka z liceum miałaby zdziwko :) Czytnełem dzisiaj wszystkie posty - nieźlem śmiechnął i czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kotlet super! Czekam na książkę z zebranymi przygodami :) Powodzenia dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak wyrzucisz buty i skarpetki, a potem zdecydujesz się na spisanie i wydanie pamiętnika z podróży w formie książkowej to możesz liczyć na nakład większy niż pewien ultraprawicowy, polski podróżnik - homofob i lewakobójca. Koszuli w palmy nie polecam, bo to już zbyt dosłowne i oklepane. Natomiast twa lekkość pióra i niewątpliwa satysfakcja i radość z czytania wspomnień "Kotleta", "Pojedynczego Kotleta", a w apogeum doskonałości "Pojedynczego Kotleta na wynos" to murowany sukces komercyjny!

    P.S.
    Jako, iż tam gdzie jedziesz na pewno nie ma Muezinów to udzielam Ci pozwolenia na jednorazowe, nieodpłatne wspomnienie pamiętnego, wieprzańskiego popisu wokalno-insturmentalnego (lub Pieśni muezina szalonego, jak kto woli).

    Pozdr.

    OdpowiedzUsuń